Jak Polak głodny to i zły. Ten w dodatku jest jeszcze brzydki. I, jak porządna świnia, ryje w sieci.
Ale posiada jedną niezaprzeczalną zaletę — dobrze pisze!

Lecz swój talent miast eksponować w naukowych pozycjach, które jedyne co by mogły robić to kurzyć się (i wkurzać) na półce bibliotecznej z podpisem „tylko dla masochistów lub dzikich fanek Greya” woli przelewać w progach swego bloga i fanpage pod postacią różnych soczystych komentarzy.
Komentarzy zdarzeń bieżących, głupot własnych, ludzkich, gwiazdorskich oraz licznych antyporad i wspomnień.
I robi to (a jakże!) z sobie tylko znanym wdziękiem, wydźwiękiem i gracją godną świni. Niekiedy dzikiej.

Jak każdy Polak jestem specem od piłki, Trybunału Konstytucyjnego, medycyny, marketingu i niechybnie pęknie mi żyłka, jeśli nie podzielę się swoją opinią.

Gdzieś kiedyś, całe lata świetlne temu, usłyszałam, że blogerzy nie powinni pisać książek. Ponoć źle im to wychodzi. A czytelnikom wychodzi bokiem.
PigOut, autor Świni ryjącej w sieci, właśnie udowodnił, że powyższe bardzo naukowe stwierdzenie podparte, póki co tylko jedną nieudaną blogową pozycją w formie drukowanej, można sobie wsadzić. Najlepiej pod kręcony ogon.

Kim jest PigOut?

Krótko mówiąc – hejterem. Głodnym, złym i brzydkim.
My, Polacy, nienawidzimy hejterów. Głównie dlatego, że nie lubimy konkurencji. Jednak jakiś czas temu na blogerowym horyzoncie pojawił się on — hejter, którego pokochały tysiące. Miliony ma dopiero w planach.
Z sobie tylko znaną lekkością, suto okraszając sarkazmem i humorem, komentuje sprawy, które nierzadko dotyczą każdego z nas. Ba! To, co inni boją się pomyśleć — on powie wprost.
I to w formie nagiej, bez ubierania w kolorowe, różowe, szeleszczące papierki. Czysta żywa prawda.
Z rzutem mięsa, jak przystało na porządną świnię.

Świnia ryje w sieci – dzielona na czworo

Tradycyjnie świnię kupujemy podzieloną już na poszczególne elementy — tusza, półtusza, ćwierćtusza, następnie boczek, żeberka, szynka, ryjek…
A na cóż się podzieliła nasza pisarska wieprzowinka ryjąca w sieci?
Na świnię ryjącą w sieci.
Na świnię na czerwonym dywanie.
Na świnię we własnym korytku.
Oraz na świnię w podróży.

Nazywanie „50 twarzy Greya” gorącym porno to obraza dla porno. Nie dość, że jest zimne jak ryba, to nawet Wiedźmin częściej chędożył u Sapkowskiego.

Cóż to oznacza dla czytelnika? Ano jedynie tyle, że znajdzie tam tekst praktycznie na każdą okazję — do domu, pracy, na imprezę czy… zamiast instrukcji obsługi domestosa 😛
Oberwało się praktycznie każdemu — począwszy od blogerów lifestylowych za ich porady na idealny poranek (hehe, trzeba mieć wyobraźnie, by w ogóle takowe wymyślić), a skończywszy na Greyu. Chociaż to ostatnie akurat nikogo z tu obecnych nie powinno dziwić, w końcu Grey lubi mocne uderzenia.
Oberwało się męskiej modzie, czemu też się nie dziwię.
Oberwało się nawet fryzjerowi. Uczcijmy to minutą ciszy.
Ale żeby nie było, że świnia tylko bije, mamy i kilka porad, np. jak stracić kilka zamówień z Chin przez własny strach. A czego może się bać taka duża świnka? Tego się musicie sami dowiedzieć, czytając książkę.
Ja leżę i ryczę!
Ze śmiechu.

Jak smakować świnkę?

Józef Piłsudski miał rację, mówiąc, że: „Polacy to dumny naród… o ile nie ma akurat promocji w Lidlu”.

Na początek proponuję połknąć w jednym kawałku, wylizując stronice do ostatniego dowcipu. Obiecuję, że nie zajmie Ci to więcej niż 5 godzin. Tak, zdecydowanie dobrze się czyta 🙂
Gdy już, mój drogi czytaczu, zapamiętasz dokładnie co i gdzie się znajduje, polecam czytanie na wyrywki, w zależności od sytuacji, w której się znajdujesz.
Jedziesz do pracy? Leć na stronę 66.
Lidl rzucił na promocję karpie? Polecam od strony 28.
Jedziesz do Holandii? Sprawdź na co tak naprawdę nie są tam przygotowani Polacy na stronie 235.
Znasz już całą książkę na pamięć? Zacznij męczyć autora o drugą część 😉

Czy warto zaadoptować Świnię ryjącą w sieci?

Jeśli zapytasz mnie, czy warto zainwestować te dzieści legendarnych polskich złociszy w zadrukowany słowem świni ekologiczny papier, zamiast w wielopak piwa z Biedry, moja odpowiedź może być tylko jedna — tak! Nie wahaj się ani chwili, tylko bierz i zamawiaj swój egzemplarz, nim pełni niepewności celebryci i inne zachodzące gwiazdki wykupią z magazynów cały zapas.

Komu nie polecam?

Jeśli masz kij w dupie, Twój dystans jest ograniczony do długości bakterii żyjącej na Twym depilowanym tyłku, a sarkazm kojarzy Ci się z glutem z nosa i z miejsca wyciągasz haftowaną chusteczkę po babci nasączoną płynem antybakteryjnym — przejdź do działu z literaturą dziecięcą. Omijając jednak wszelkie pozycje autorstwa braci Grimm.
Jeśli natomiast niestraszne są Ci prawdziwe histerie z korpożycia, chcesz się dowiedzieć dlaczego autor nie został pracownikiem miesiąca w McDonalds oraz w jaki sposób podwędzić w Tajlandii skuter, by Cię pół kraju nie szukało — czytaj!
Zaprawdę, powiadam Ci — czytaj! A będzie roześmiana japa Twoja.

 

Cytaty zamieszczone w powyższym wpisie pochodzą z recenzowanej książki Świnia ryje w sieci – z pamiętnika hejtera.

Pokaż podobne
Pokaż więcej Recenzje

Zobacz również

Alex Staudinger – wywiad – czyli agorafobia to zołza

Ci, co znają mnie nieco dłużej, wiedzą jak wielki lęk wysokości miałam jeszcze 10 lat temu…