Ci, co znają mnie nieco dłużej, wiedzą jak wielki lęk wysokości miałam jeszcze 10 lat temu.
Nie potrafiłam utrzymać się na zwykłym rusztowaniu w poziomie 1 piętra.

Ale pokonałam go. A raczej przekupiłam.

Dzięki Alex Staudinger możemy się przekonać jak pokonać agorafobię, lęk który przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie.
Jeśli jesteście ciekawi koniecznie zerknijcie do recenzji Nie mów do mnie nie bój się.

Pobierz darmowy fragment książki

 

A dziś zapraszam Was na krótki wywiad z autorką, dzięki któremu przekonamy się między innymi kim dla Alex jest agorafobia.

Morela: Opisałaś w Nie mów do mnie nie bój się swoją walkę z agorafobią, bądź co bądź, bardzo podstępną i nierozumianą przez społeczeństwo chorobą. Nie jest to łatwy temat. Co Cię skłoniło do jej napisania?

Alex Staudinger: 12 lat agorafobia nie pozwalała mi cieszyć się życiem, zakazywała kontaktu z bliskimi i znajomymi, nie wyrażała zgody na wyjście z domu, aby móc w spokoju znęcać się nade mną i powoli, ale jakże skutecznie męczyć i torturować mój umysł, duszę i ciało.
Kiedy decydowałam się na bunt to niemalże natychmiastowo mściła się i karała pokazując jednoznacznie kto tu dowodzi.
Próbowała potłuc mój umysł na milion kawałków do czasu kiedy to ja nie wypowiedziałam jej wojny.
Ona zupełnie nie wzięła pod uwagę, że lata życia spędzone pod jej tyrańskim władaniem i mordercze treningi zmieniły mnie z potulnego labradora w psa tresowanego do walk.
Zbierałam informacje i szukałam metod pomocnych do walki z nią, poznając fantastyczne osobowości.
O ile ja stawałam się silniejsza ona jakby się kurczyła, malała i traciła pewność siebie.
Co chcę przez to powiedzieć, że początkowo nie chciałam pisać książek, artykułów czy udzielać się na forach psychologicznych.
Wtedy byłam przekonana że i tak jestem jedyną osobą w Europie z niezidentyfikowanym schorzeniem psychosomatycznym.
Osoby mające podobne schorzenia wszystkie były w Ameryce.
No tak myślałam super wszyscy cierpią razem w USA a ja sama jak palec zostałam tu i nie tylko sama w domu, sama na osiedlu, sama w całym kraju ale i sama na całym kontynencie.
Pamiętam, że namalowałam duży kolorowy plakat – który wisiał latami w kuchni Przegrałam z tobą wiele walk, ale wojnę wygram JA Jeszcze bardziej się zmotywowałam i skoncentrowałam na sobie, aby wywalczyć sobie jakąś wolną przestrzeń w życiu, podjęłam walkę o moją godność jako człowieka i wygrałam.
Minęły lata, ja czułam się świetnie będąc znakomicie wyposażona w wiedzę i sprzęt do zniszczenia tej zołzy w razie gdyby się jeszcze chciała pokazać i wtedy zaczęłam zauważać inne osoby, będące tuż obok a nie w dalekiej Ameryce i co najgorsze też sobie nie radziły tak jak i ja kiedyś. Znosiły pokornie baty.
Nie mogłam na to patrzeć, musiałam coś zrobić, jakoś zareagować, POMÓC .
Przecież wiem jak, nie po to zwiedziłam pół świata w poszukiwaniu metod, aby teraz biernie oglądać ich udrękę nie wspominając o ich bliskich, którzy przeważnie pojęcia nie mają jak pomóc. Co robić? Czują się zagubieni i bezsilni.

Przegrałam z tobą wiele walk, ale wojnę wygram JA.

Postanowiłam pokazać światu jak wygląda prawdziwe życie z agorafobią – chorobą, na którą składa się szeroki wachlarz różnego rodzaju stanów lękowych i ataków paniki, co to takiego jest ten niewidzialny wróg i że nie jest to powód do wstydu, do zamykania się w sobie i w czterech ścianach swojego mieszkania, które pełni rolę swego rodzaju więzienia jak i że można bardzo dobrze żyć z tym schorzeniem.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez ? Teresa M. Ebis ????️???? (@owmorelepl)

M: Opisujesz agorafobię jak osobę fizyczną, znajomą, z którą spędziłaś wiele lat. Czy takie podejście, nadanie cech antropomorficznych chorobie jest dla Ciebie ułatwieniem w pokonywaniu jej?

AS: Choroba okazała się dla mnie – wbrew pozorom – zbawieniem. Dlaczego? Bo zmusiła mnie do działań, których na pewno nie podjęłabym wcześniej, będąc zdrową.
Agorafobia wymusiła na mnie zatrzymanie się, zajrzenie w głąb siebie.
Nauczyła mnie cierpliwości, zaufania do siebie, dała kopa do działania, wyciszyła umysł i skłoniła do samorozwoju.
Z tą agorafobią jest tak po trosze jak z opryszczką wirusową Herpes simplex virus, gdyż każda osoba, u której chociaż raz pojawiła się ta nieprzyjemna dolegliwość, jest jej nosicielem aż do końca życia.
Zdecydowałam się nie postrzegać jej już jako zołzy, jędzy i wroga a nauczyć zauważać w niej co prawda przymusową przyjaciółkę, ale za to bardzo oddaną, czujną i uważną.
Nauczyłam się interpretować wysyłane przez nią sygnały i dzięki jej radom zawsze wiem, gdzie są moje granice.
Ona potrafi być bardzo groźna, jednak tylko kiedy jej unikamy, lekceważymy ją i pielęgnujemy w sobie negatywne uczucia a jej ulubionym rarytasem jest strach.
Kiedy decydujemy się na zmianę, stajemy jej na przeciw i mamy w zanadrzu sporo metod i technik, aby wyzbyć się negatywnych, destrukcyjnych emocji nagle agorka staje się mała, potulna i grzeczna.

Ona zmusza do zachowania harmonii i higieny duszy oraz psychiki.

Zatem wybór zależy od każdego z osobna czy będzie dzielił całe życie z wrogiem czy z nadopiekuńczą przyjaciółką.
Ja wolę żyć w harmonii z moją marudą agorką.
Absolutnie nie bagatelizuję problemu, ja chcę przez to pokazać że ja tu znów dowodzę i że to ja wygrałam wypowiedzianą przez agorafobię wojnę, mimo że poniosłam mnóstwo klęsk w walkach z nią, aż wreszcie wywalczyłam rozejm i pokój i teraz to ja jestem Panią mojego życia.

 

M: Zatytułowałaś swoją książkę w bardzo jednoznaczny sposób. Czy często słyszałaś słowa nie bój się.

AS: Faktycznie dostaję wiele wiadomości odnośnie tytułu mojej książki.
Ludzie są zaaferowani, zaciekawieni skąd wzięłam pomysł na taki tytuł.
Otóż tak jak nie znosiłam życia z agorafobią, tak samo napawały mnie wściekłością rady osób nie dość że niepotrafiących pomóc to na dodatek klepiących w kółko to samo Nie bój się. Nie ma się czego bać.
Zauważyłam, że w naszym dzisiejszym społeczeństwie ów jałowe nieprzynoszące ulgi rady są bardzo aktualne.
Niejednokrotnie słyszymy nie płacz, nie bój się, nie przejmuj się, nie rozpaczaj, nie smutaj się ,nie przesadzaj etc.
Bardzo namiętnie obserwuję zachowania ludzkie i szlag mnie trafia, kiedy zauważam taki sposób pocieszania drugiej osoby.
Jestem zdania, że trzeba pozwolić sobie na szczery płacz, kiedy odczuwamy taką potrzebę.
Ludzie zapominają jak pocieszyć drugą osobę i nie okazują prawdziwego zainteresowania jej problemem. O wiele cenniejsze w moim odczuciu jest przytulenie tej osoby, wysłuchanie jej, trzymanie jej za rękę i bycie dla niej wsparciem. I zamiast mówić, aby nie płakała mieć w zanadrzu opakowanie chusteczek higienicznych.
Zamiast jej mówić aby się nie bała podać jej dłoń, wysłuchać i zachęcać do działania.

Trzeba pozwolić sobie na szczery płacz, kiedy odczuwamy taką potrzebę.

 

M: Jak długo zajęło Ci jej napisanie?

AS: Nie jest możliwe abym podała teraz jakąś cyfrę, jakąś datę, gdyż ten proces trwał latami.
Rodził się, umierał, zmartwychwstawał, dojrzewał, mężniał i wzbierał na sile.
Chcę przez to powiedzieć, że podświadomie przygotowywałam się bardzo długo, aby kiedyś móc podzielić się ze światem moją historią i dotrzymać złożonej sobie dawno temu obietnicy.
W pewnym okresie mojej walki z agorafobią przyrzekłam sobie, że jeżeli kiedykolwiek odzyskam panowanie nad moim życiem i zdołam uzdrowić swoją duszę, odwdzięczę się i pomogę innym osobom, które przeżywają swoją wewnętrzną katorgę i dzielnie walczą na pierwszym froncie z niewidzialnym wrogiem.
Chciałabym dodać dla kontrastu przykład kilku znanych mi osób uważanych w społeczeństwie za wzór męstwa i odwagi, abyś mogła dostrzec jak dzielni są ludzie cierpiący na agorafobię i że to przeklęte schorzenie może dopaść każdego bez względu na płeć, status społeczny czy ilość dóbr materialnych.
Doskonale pamiętam jak kilku młodych, zdrowych i odważnych żołnierzy wyjechało na misję zbrojną a wrócili z niej z niewidzialnym, gargantuicznym wrogiem czającym się w ich zmaltretowanej psychice.
Nie raz słyszałam, że walka na wojnie była okrutna i ciężka ale była niczym w porównaniu do walki z samym sobą.
Zatem my agorafobicze i zlęknione nerwusy nie jesteśmy słabi i leniwi my jesteśmy prawdziwymi bohaterami dnia codziennego.
Ja potrzebowałam lat, aby przygotować się do napisania mojej debiutanckiej książki.
O niczym nie decydował przypadek.
Wiedziałam do kogo kieruję moją książkę i w jakim celu ją piszę.
Wszystkie kroki były bardzo przemyślane.

 

M: Czy miałaś w pewnym momencie dylematy? Czy ją pisać? Jak pisać?

AS: W pewnym momencie natrafiłam na wewnętrzny protest w którym zaczął dominować głos oburzenia, strajk, sprzeciw i opozycja.
Mój wewnętrzny system alarmowy zareagował wyśmienicie tak jak go przez lata bezustannie programowałam i modyfikowałam, aby mnie odpowiednio wcześnie ostrzegał i chronił bowiem niektóre fragmenty były dla mnie tak bardzo trudne i bolesne a powrót do chwil z przeszłości był tak ciężki i przytłaczający, że długie spacery nad brzegiem morza jedynie w towarzystwie mojego psa i najwierniejszego przyjaciela Nali (Chesapeak Bay Retriver – to jedna z niewielu ras psów, które naprawdę potrafią się uśmiechać) podczas których wypłakiwałam oceany łez były konieczne, aby zebrać rozbite myśli.
Było ciężko.
Niejednokrotnie musiałam zastosować jedną z poznanych najróżniejszych i wyuczonych metod, aby zapanować nad moimi myślami, stanem ducha i opanować emocje.
Podróż do przeszłości była nieunikniona.
Pisząc o tym, co się przeżyło, nie sposób uniknąć smutku, czasem złości, ale i wzruszeń czy radości.
Emocjonalna huśtawka towarzyszyła mi niemal przy każdym rozdziale.
Czułam też jednocześnie ulgę, że dałam radę się otworzyć nie tylko przed samą sobą, ale i przed innymi.
Wyzwoliłam w sobie pewną odwagę, o której tak naprawdę nie wiedziałam, że ją mam.
I to mnie zaskoczyło. Pracując nad Nie mów do mnie nie bój się zrobiłam swoisty remanent duszy.
Książka była nie tylko próbą zmierzenia się z własnymi demonami tymi ze wspomnień, ale i pokazaniem, jak się żyje z wrogiem.
Przede wszystkim jednak, chciałam udowodnić, że naprawdę można być wolnym od ataków paniki, co wcale nie jest takie oczywiste.
Wiele osób żyje w permanentnym lęku nie wiedząc, że naprawdę da się go pozbyć bardzo prostymi metodami, o których również piszę w książce.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez ? Teresa M. Ebis ????️???? (@owmorelepl)


M: Jak zareagowała Twoja rodzina, znajomi na fakt, że wydajesz książkę o swojej chorobie?

AS: uśmiech Chyba tak naprawdę nikt nie wierzył, że zdobędę się na napisanie książki i z zaciśniętymi pięściami dokonam przysłowiowego striptizu duszy.
Opowiedzenie swojej historii to bardzo bolesny proces i obnażenie swoich myśli, ukazanie wewnętrznych rozterek, upadków jak i wzlotów było konieczne.
Często miałam wątpliwości, wyrzuty sumienia czy aby nie urażę pamięci mojej mamy, ego własnego ojca albo czy jakimś słowem nie skrzywdzę babci.
Również świadomość, iż zostanę poddana ocenie znanych mi osób – było trudne, zdecydowałam się jednak na szczerość wobec siebie.
Rzeczywiście, po napisaniu książki bardzo mi bliska osoba odwróciła się ode mnie – taka wybiórcza miłość.
Wielu znajomych miało mi za złe, że nigdy nie wspomniałam o swoich dolegliwościach.
Jednak nikt nie potrafił odpowiedzieć na moje pytanie, kiedy niby miałam wyskoczyć z tematem agorafobii kiedy wszyscy świetnie bawili się na domówce rozważając jaka fryzura i jaka kiecka są najmodniejsze w tym sezonie, kto ma nowego partnera a kto stracił pracę pijąc jednego szota za drugim?
Jednak prawda niesie za sobą ofiary.
Kiedy nasza dusza choruje uczymy się bardzo skrupulatnie dobierać przyjaciół i tylko garstce z nich opowiemy co nam dolega.
A opowiemy tylko tym wybranym, gdyż tylko oni zainwestowali czas, aby nas tak naprawdę poznać. Z całą resztą spędzimy przysłowiowe party rozmawiając o wszystkim i niczym, nieustannie się uśmiechając a swoją skopaną przez życie duszę otworzymy tylko przed tymi prawdziwymi przyjaciółmi.
Ja nie po to tyle lat walczyłam na pierwszym froncie – aby upiększać rzeczywistość z obawy, że ta czy inna osoba się obrazi.

Kiedy nasza dusza choruje uczymy się bardzo skrupulatnie dobierać przyjaciół i tylko garstce z nich opowiemy co nam dolega.

 

M: W książce zawarłaś wątki bardzo osobiste. Czy jest coś nad czym się wahałaś?

AS: Właściwie odpowiedziałam już na to pytanie uśmiech
Tych momentów, w których biłam się z myślami, chciałam iść dalej ale i bałam się, miotałam się z myślami i przeżywałam wewnętrzny opór szamocząc się w rozterce duchowej było mnóstwo.
Jednak pozostałam sobie wierna i pisałam przede wszystkim szczerze.
Ale przecież nie chodzi o to, by zachować zimną krew pisząc swoją biografię, zatem pozwoliłam przepływać przez moje wnętrze i ciało wszystkim emocjom.
Czasami specjalnie wprowadzałam się w stan emocjonalnej huśtawki, aby wyzwolić lub podtrzymać pewne uczucia, odczucia jak smutek, radość, ból etc.
Muzyka i bardzo bliski mojemu sercu wiersz pt. Pantera R.M. Rilke towarzyszyły mi nieustannie.
Chciałabym zwrócić uwagę na ten wyjątkowy wiersz moim zdaniem wyśmienicie opisujący osobę ze schorzeniem psychosomatycznym.
Identyfikowałam się latami z tym dzikim kotem zamkniętym w ciasnej klatce.
Najpiękniej brzmi w oryginale, jednak po polsku ma również swój urok:

Tak ją znużyły mijające pręty,
że jej spojrzenie całkiem się zamąca.
Jakby miał tysiąc prętów świat zaklęty
i nie ma świata prócz prętów tysiąca.

Jej miękki chód na opór nie napotka,
wędrując wewnątrz najmniejszego pola
– to jakby taniec siły wokół środka,
w którym zdrętwiała trwa ogromna wola.

Niekiedy źrenic unosi zasłonę
cicho.- I obcy obraz sie przedziera.
Idzie przez ciała milczenie stężone
– i w głębi serca bezgłośnie umiera

 

M: Oprócz pisania książek zajmujesz się oczywiście w życiu czymś jeszcze. Zatem co robisz na co dzień?

AS: Poprzez fakt, że zainwestowałam mnóstwo czasu w samorozwój i wykształcenie robię na codzień sporo różnorodnych rzeczy, które uwielbiam.
Wszystkie zajęcia które realizuję czynię z pasją.
Podobno jak się kocha to co się robi to nie jest to praca. śmiech
Zatem nie pracuję a chleb powszedni zarabiam wykładając język niemiecki w mojej szkole językowej Rund ums Deutsch wszystko kręci się wokół języka niemieckiego.
Pracuję również jako psycholog kliniczny w ośrodku dla dzieci i młodzieży oraz przygotowuję się do udzielania pomocy psychologicznej online ze szczególnym naciskiem na pomoc dla osób cierpiących na zaburzenia psychosomatyczne tj. agorafobię , fobie i nerwice lękowe.
Wiem z autopsji jak ciężko trafić na odpowiedniego specjalistę.
Psycholog to nie spec od wszystkich schorzeń tak jak internista nie jest lekarzem, który przeprowadzi operację na otwartym sercu.
I tak jestem pełna uznania dla terapeutów, bowiem wielu z nich wykonują świetnie i kompetentnie swoją pracę.
Jednak nie możemy oczekiwać od kogoś, że zrozumie w 100% co to jest np. ból głowy, skoro jego jeszcze nigdy nie bolała głowa.
Będzie on próbował wyobrazić sobie ten ból porównując go do innego znanego mu uczucia, ale bólu głowy nie będzie mógł odczuć tak jak my.
Nie znam drugiego psychologa oprócz siebie samej, który jedną trzecią życia poświęcił na wyjście z agorafobii pokonując tysiące tysięcy kilometrów w poszukiwaniu metod, aby teraz móc swoją wiedzę przekazywać dalej.
Postrzegam się zatem również jako debiut literacki w tej dziedzinie śmiech
Chodzę namiętnie na spacery z psem czasami towarzyszy mi w tych spacerach mój ukochany partner oraz dwa koty.
Tak, koty, które chodzą oczywiście bez smyczy dobrych kilka kilometrów.
Maluję obrazy w akrylu i marzę o zrobieniu w przyszłości swojej własnej wystawy malarskiej. Regularnie żegluję to atut mieszkania nad morzem śmiech
I uwielbiam wieczorami rozpalić w kominku, pozapalać świeczki, zrobić gorącą prawdziwą czekoladę, wskoczyć pod kocyk z jakąś kolejną ulubioną książką i dać się oczarować nowej historii.
Lubię tak wiele rzeczy i interesuje mnie tak wiele tematów, że nie sposób wszystkiego wymienić.
Po prostu nigdy nie jest mi nudno.

 

M: Czy możesz opisać siebie sprzed choroby i siebie obecną? Czyli jak bardzo choroba wpłynęła na Ciebie i Twoje życie codzienne?

AS: Życie z agorafobią oznacza diametralne zmiany.
Ona właśnie w tym celu nas odwiedza, abyśmy się przekonstruowali i albo pod jej presją zaczniemy wegetację albo staniemy się silniejsi i gotowi do przemeblowania naszego dotychczasowego żywota.
Wprowadza się nieproszona, aby mieć nas pod stałą kontrolą, czy aby na pewno następują zmiany.
Ona jest jak oko Saurona z Władcy Pierścieni – widzi naprawdę wszystko.
Początkowo poddałam się wegetacji, jednak dość szybko zauważyłam że zatracam się, aż w pewnym momencie dosięgnęłam dna od którego bardzo ciężko się odbić, gdyż agorafobiczny lep trzyma nas mocno jak jastrząb swoją ofiarę.
Byłam zmuszona obrać konkretne cele w życiu a nie jak wcześniej bytować z dnia na dzień.
Rozejrzeć się za nowymi perspektywami i obrać nowe kierunki, nie zwracając uwagi czego oczekuje ode mnie otoczenie.
Zatem kierunki się zmieniały, znajomi się zmieniali, miejsca zamieszkania się zmieniały, aż w końcu zmieniło się diametralnie wszystko.
Na wytyczenie nowych ścieżek potrzebowałam mnóstwo czasu.
Musiałam się zastanowić czego ja tak naprawdę chcę to było ogromnie trudne.
Wyśmienicie wiedziałam czego oczekuje ode mnie Mama, czego oczekują przyjaciele ale ja tak naprawdę nie miałam pojęcia czego ja pragnę, dokąd zmierzam, gdzie chcę zostać i z kim chcę dzielić swój los.
Dokonałam tego ciężką, mozolną, długoletnią pracą nad sobą inwestując cały wolny czas w samorozwój i ulepszanie zdobytych kompetencji niestety kosztem bycia spontanicznym.
Jestem aż zanadto zorganizowana i mam wszystko zaplanowane wraz z kilkoma drogami ewakuacyjnymi na wypadek gdyby plan nie wypalił.
Jestem sobie sama sterem, okrętem i śrubokrętem, i uczę się od nowa akceptacji, że proszenie o pomoc jest naprawdę ok.
Nie mam najmniejszego problemu, aby wyjść do miasta bez make-up, to było wcześniej nie do pomyślenia.
Akceptuję o wiele więcej indywidualności, jestem bardziej otwarta na nowości, nauczyłam się być asertywna – to bardzo pomaga w życiu.

Jestem niby tą samą osobą, jednak po generalnym remoncie.

 

M: Gdybyś spotkała siebie sprzed pierwszych oznak agorafobii, co byś sobie doradziła? (oprócz natychmiastowej zmiany lekarza, oczywiście)

AS: To jest bardzo ciekawe pytanie i właśnie sobie wyobrażam tą młodą kobietę w wieku 20 lat ze śmiejącymi się niebieskimi oczami, długimi kręconymi włosami i z wiarą że nie ma rzeczy niemożliwych.
Doradziłabym jej, aby w ogóle nie zwracała uwagi na obowiązujące konwenanse.
Aby skupiła się wreszcie tylko na sobie
,.
Aby pielęgnowała wiarę w sobie i radość życia.

Czasem trzeba iść pod prąd, aby osiągnąć wymarzone cele.

Nauczyłabym ją stosowania metod wyciszających i umocniła w przekonaniu, że jest naprawdę świetna, aby wreszcie sama w to uwierzyła i nie musiała sobie i kosztem siebie wszystkiego udowadniać.
Zaprosiłabym ją do naszej ulubionej palarni kawy w porcie rozmawiałybyśmy godzinami, aby za chwilę delektować się ciszą i swoją obecnością wspólnie obserwując wpływające statki do portu.

Najważniejsze jest dbanie o higienę umysłu i duszy. Na brudne stopy jeszcze nikt nie umarł a z braku higieny umysłu i duszy już bardzo wielu

M: Opisywałaś różne techniki, którymi walczyłaś o każdy kolejny dzień swojego życia. Możesz wskazać która według Ciebie zadziałała najlepiej?

AS: Nie jestem w stanie wymienić jednej ulubionej techniki, która działa jak to ujęłaś najlepiej. W pewnych sytuacjach życiowych świetnie sprawdzała się jedna technika, a w innych już się nie sprawdzała.
Gdyby istniała jedna idealna technika, zapewne nie wybrałabym się na wieloletnie poszukiwania innych możliwości.
Zatem metod jest mnóstwo i każdy powinien je wypróbować i sam sprawdzić na sobie, jakie rezultaty przynoszą mu dane techniki.
I tak długo próbować, aż zacznie działać.
Musimy pamiętać, że z zastosowaniem technik jest jak z pływaniem.
Im dłużej i ciężej trenujesz, tym masz lepsze wyniki.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez ? Teresa M. Ebis ????️???? (@owmorelepl)

M: Napisałaś i wydałaś książkę. Jaki jest teraz kolejny Twój cel?

AS: Kolejnym przedsięwzięciem na mojej obszernej liście planów i celów jest jeden z moich ukochanych projektów a mianowicie pomoc psychologiczna online dla osób chorujących na fobie i nerwice lękowe.
Dlaczego online?
Jest wiele powodów, np. dlatego, że będę dostępna dla każdego potrzebującego.
Osoba z nerwicą lękową będzie mogła pracować nad sobą nie wychodząc ze swojej strefy komfortu i skupić się całkowicie nad sobą.
To tylko kilka z plusów współpracy online jest ich o wiele więcej.

 

M: Czy może planujesz napisać ciąg dalszy? A może tym razem powieść?

AS: Książka Nie mów do mnie nie bój się jest zamkniętą opowieścią i dalszego ciągu nie będzie.
Opisałam jak zachorowałam i jak żyłam z agorafobią.
Ukazałam fragmentarycznie proces wychodzenia z choroby i życie po.
Nie mam w tej kwestii już nic do dodania.
Posłałam światu pewien rodzaj komunikatu.
Poparłam to konkretnymi argumentami i niech książka żyje swoim życiem, niech pomaga innym chorującym na wszelkiego typu fobie.
Niech korzystają z niej jak potrafią najlepiej.
W planach mam napisanie powieści, narazie tylko tyle mogę powiedzieć na ten temat.

M: Co byś powiedziała dzisiaj wszystkim chorym? Czy jest coś co byś im doradziła?

AS: Moją odpowiedzią jest książka Nie mów do mnie nie bój się, bo to właśnie z myślą o tych wspaniałych, zaburzonych osobowościach ona powstała i dla ich bliskich.

Kochani, gubcie się, załamujcie, ale nadal poszukujcie, walczcie, próbujcie i marzcie.

 

M: A teraz nieco przewrotnie. Co byś powiedziała rodzinom, których bliscy chorują na agorafobię? Jakieś porady, sugestie?

AS: Po pierwsze radziłabym przeczytać książkę i zapoznać się z agorafobią jej działaniami i objawami.
Najtrudniej będzie ją zaakceptować, jednak jest to konieczne, aby nie denerwować się na bliską sercu osobę i nie osądzać jej.
Wcześniejsze bardzo silne doświadczenia życiowe oddziałują na zaburzoną, ukochaną osobę do tej pory i ma ona prawo odczuwać lęk.
Wyobraź sobie taką sytuację… Mama wysyła Cię do supermarketu po zakupy a ty słyszałaś że na 100 % będzie zamach w tym sklepie i wszystkie osoby będące wewnątrz zostaną rozstrzelane.
Nie wiesz co prawda o której godzinie, ale wiesz że prawdopodobieństwo, że ty akurat będziesz w sklepie podczas zamachu jest ogromne.
No i powiedz mi teraz proszę, czy byś się nie bała?
Czy powolutku chodziła między regałami zastanawiając się na którą herbatę masz większą ochotę Earl Grey czy może jednak Darjeeling?
A może bardziej prawdopodobne byłoby, że niemalże biegłabyś między regałami i brała z regałów najpotrzebniejsze artykuły spożywcze a serce kołatałoby jak oszalałe?
Na to pytanie każdy musi sam sobie odpowiedzieć. uśmiech

Trzeba być wsparciem, sprawić aby chory czuł się w twojej obecności komfortowo.

Należy zbudować poczucie bezpieczeństwa, zachęcać go do pokonywania swoich ograniczeń według zasady małymi kroczkami ale do przodu.
Na to wszystko potrzeba wiele cierpliwości i czasu.
Jednak najważniejszym elementem procesu jest terapia ale TYLKO ze specjalistą, prawdziwym specem od nerwicy lękowej, fobii i agorafobii.
Bardzo ważnym elementem są metody i techniki aby przywrócić spójny rytm duszy, psychiki i ciała.
Zapoznanie się bliskich z metodami i technikami na pewno im nie zaszkodzi a wręcz przeciwnie bardzo pomoże.

 

M: Dzięki Ci wielkie za ten wyczerpujący wywiad. To masa cennych informacji, dla każdego zmagającego się z agorafobią, ale i z innymi lękami.

A każdego, kto jest zainteresowany książką zapraszam na stronę autorki, gdzie można ją zakupić lub pobrać bezpłatny fragment:

Zamów książkę w przedsprzedaży
Pokaż podobne
Pokaż więcej Bies też człek

Zobacz również

Nie mów do mnie nie bój się – osobisty przewodnik po życiu z agorafobią

Stanęłam przed czerwonymi wrotami. Bogato zdobiona złota kołatka nawoływała do dotknięcia.…