Gdy wena zdradza Cię z kimś innym. Poranek Wstaję, odsłaniam roletę i uchylam okno. Do moich uszu dociera hipnotyzujący stukot kropel deszczu. Ten odgłos wycisza, medytuję go jakiś czas, wpatrując się w brudno kremową elewację. Po chwili zasiadam do komputera, wciskam power i czekam kilka dobrych minut. Tak dawno go nie formatowałam. Kiedyś już się nie uruchomi. Najeżdżam kursorem na ikonkę skrótu, przechodzę do googlowskich dokumentów. Czuję mrowienie w palcach. To słowa! Chcą się wydobyć, puścić rytmicznym potokiem. Są jak nieokiełznana energia. Pulsują gorącem i twórczością! Pochylam się nad klawiaturą i… zastygam w bezruchu. Gdzie ona jest? Przecież jeszcze wczoraj wieczorem, nim zasnęłam, była ze mną! Gdzie jest wena, która tak dobrze układała mi słowa, splatała w wybitne zdania, rozciągała morze myśli. Uciekła No to chujnia – zaśpiewały szare komórki, a przynajmniej te, które się w pełni już rozbudziły. No to chujnia – potwierdziłam zerkając na ciepłą jeszcze kołdrę. Kawa! To z pewnością przez brak kawy.Udaję się w moich pluszowych papciach do kuchni. Załączam ekspres i niecierpliwie czekam aż wyciśnie do dzbanka ostatnie krople ciemnej strony mocy. Wracam przed ekran z pełnym kubkiem, chwilę napawam się aromatem i wlewam jeszcze gorący napój w gardło. Delektuję się każdym zmielonym ziarenkiem, próbuję wyobrazić sobie soczyście zielone tereny, z których może pochodzić ono i jego bracia.To na nic! Ona nie wróci. Chujnia z pisaniem. Weno, gdzie jesteś? Krzyczę, wołam, ale nie piszę. Ona nie przyjdzie. Nie chwyci za gardło, nie wciśnie w dłonie pliku kartek. Nie powie: masz, pisz! Teraz! To Twoja szansa! Nie istnieje. Tak, ta dziwka-wena, którą wielokrotnie posądzałam o zdradę z kimś innym. Oto, że dogadzała obcym, choć to ze mną zajadała się kolacją. Brak weny to tylko świetne usprawiedliwienie dla naszego lenistwa. Jak zatem radzić sobie z brakiem weny i napisać coś mądrego? Czytaj! Czytaj dużo i wszędzie. W domu, w drodze do pracy, w kolejce do kasy. Nawet w toalecie! (tym bardziej!) Czytaj dobre i złe teksty. Dobre, by móc zapamiętać, co Cię w nich zafascynowało, jakich chwytów pisarskich możesz użyć. Złe, by wiedzieć czego nie robić, co będzie męczyć czytelników i ich odrzucać. Pisz! Mimo wszystko. Jeśli tylko możesz to co dzień. Choćby po kilka zdań. Pisz, by nie zapomnieć jak wygląda klawiatura. Pisz choćby w notatniku na telefonie. Pisz! Bo jak chcesz napisać dobry artykuł na bloga nie pisząc? Obserwuj i myśl słowami! Wszystko co robisz, widzisz, czujesz ubieraj w słowa. Przechodzisz przez ulicę? Zastanów się, jak ta sytuacja byłaby opisana w Twojej ulubionej książce. Siedzisz w pracy? Które z Twoich emocji przykuły by uwagę czytelnika? Siedzisz samotnie z kotem i butelką wina? Nalej mi też 😛 Daj sobie czasem odpocząć! Gdy masz mózg wyprasowany pracą (jak ja teraz), gdy Twoja jedyna komunikacja z otoczeniem jest na poziomie RRR! w języku zombie, nie oszukujmy się – chuja napiszesz. Tzn. może i coś napiszesz, ale z pewnością Pulitzera za to nie dostaniesz. A Twoi czytelnicy mogą najwyżej dostać Nagrodę Jobla. Czy jesteś gotów ponieść wszelkie koszta leczenia psychiatrycznego tych nieszczęśników? Moja rada: padnij. Byle prosto na pysk. I dopiero jak powstaniesz to coś napisz. Choćby o padzie prostym na pysk. I pomiziaj kotka! Zaczytaj się w innych. Inspiruj, ale nie kopiuj (bo za to ktoś może Cię skop…ać). Chcesz wiedzieć kogo? Tak się składa, że przed wiekami powstało tajne stowarzyszenie, Zakon KOT’a zrzeszający blogerów tylko o najwyższym poziomie komizmu, odwagi i twórczości. Tak się składa, że odprawili oni ostatnio wspólnie bardzo trudny i pracochłonny rytuał. Dzięki niemu już żadna niemoc blogera nie będzie Ci straszna. Oto i oni, oto Ci, którzy uratują Ciebie i Twój blog przed epicką chujnią w Twojej głowie: Podróż na Księżyc Zdolny ale leniwy Pociąg do życia Dizajnuch Halmanova Bookworm on the Run Zaniczka Przygoda Yvette Historia Kanta Powoli Po Prostu