Dwie konferencje, dwa miasta i jeden cel. Może dwa. Albo i trzy.
Czyli słów parę o tegorocznych WroBlog i BloSilesia.

konferencja dla blogerówKiedy w 2009 roku zakładałam bloga fotograficznego nie wiedziałam, że tak to się nazywa. A o okrzyknięciu się blogerką nawet nie wspomnę. Blog? To się je? A mogę dodać majonezu?
Nie przypuszczałam też, że kiedykolwiek będę jeździć na konferencje dla blogerów. A jednak.

Założyłam bloga, takiego z prawdziwego zdarzenia, pisanego, z ładnymi zdjęciami, grafikami, otoczonego z każdej strony profilami w różnych social mediach. Czasami nawet z legendarnymi już dziubkami na Instagramie :* I obowiązkowymi pluszowymi papciami.

Poznałam poprzez ekran i klawiaturę ludzi, koty i inne kurki. Ci również tworzyli w sieci. I zachciało mi się poznać ich na żywca.
A gdzie najlepiej poznać drugiego blogera?
Tak, na konferencji dla blogerów. Tylko tam występują stadnie 🙂

Tylko jak się do niej przygotować, co ze sobą zabrać i od czego zacząć?

 

Zapisy / bilety

Przede wszystkim na wymarzoną konferencję dla blogerów trzeba się najpierw dostać.

Trochę głupio by było jechać kilkaset kilometrów w ciemno, nie wiedząc czy będzie się miało miejsce siedzące czy wiszące na parapecie za oknem.
Ale jak? A to już zależy od organizatorów.

Moją pierwszą blogową konferencją była tegoroczna edycja WroBlog, na którą były zapisy.
Należało wypełnić udostępniony przez organizatorów formularz rejestracyjny i uzbroić w cierpliwość. W sporą dawkę cierpliwości i nutelli.
Gdy moje nerwy były już napięte do granic możliwości, dokładnie w momencie, gdy otwierałam trzeci słoik pocieszającej mnie w każdej ciężkiej chwili nutelli, otrzymałam maila z zaproszeniem. Tak, dostałam się na moją pierwszą konferencję 🙂 W dodatku w ukochanym Wrocławiu!

Na drugą w życiu konferencję, czyli BloSilesię, która odbyła się parę dni temu, co prawda nie było formularza zapisu i długiego oczekiwania na werdykt organizatorów, ale to wcale nie oznacza, że kosztowała mniej nerwów.
Tu liczył się czas! Pod każdą postacią.
Wehikuły czasu, czasowstrzymywacze i zmieniacze czasu były jak najbardziej wskazane 🙂
Na BloSilesię były bowiem bilety, zatem rządziła zasada kto pierwszy ten lepszy.
Pierwsza tura biletów rozeszła się bardzo szybko, bo chyba w mniej niż 20 minut. Podczas drugiej wielu nawet nie zdążyło wypowiedzieć zdania “Świętej Makreli dodaj czekolady, niechaj dobrze smakuje!”

Jeśli chodzi o same bilety i zaproszenia, na BloSilesii nawet w ostatniej chwili można było odstąpić swoje miejsce drugiej osobie. W ten właśnie magiczny sposób udało się podmienić Ewę, która się nam niespodziewanie w piątek rozchorowała, na Narwanego.
Na WroBlog niestety takiej opcji nie było, a przynajmniej ja nie słyszałam. Zapewne dlatego, że czekały już na nas wydrukowane imienne identyfikatory.

W Katowicach identyfikatory wypisywaliśmy sami. Czyli witam ja i moje nieczytelne pismo.

Zaprezentuj się i daj zapamiętać

Gdy jechałam do Wrocławia byłam kompletnie zielona w tematyce konferencji dla blogerów. I w sumie nadal jestem.

Doświadczona jednak spotkaniami i prezentacjami związanymi z moją branżą, wiedziałam że przydałoby się mieć wizytówki, aby jak najlepiej się przedstawić i dać zapamiętać.
Wpadłam na pomysł wlepek – naklejek z logo mojego bloga, które rozdawała bym z hasłem “a daj Ci wlepię!” 😉
Niestety, nawał pracy w ostatnim tygodniu przed konferencją skutecznie mnie od tego pomysłu odwiódł.

Tego błędu nie popełniłam przy spotkaniu w Katowicach.
Wizytówki zaprojektowałam odpowiednio wcześniej, w kilku…nastu opcjach. Z powodu niedawnych narodzin Moreli zdecydowałam się na składane / bigowane. Na przód poszła architektoniczna Mara Time (śp. już ;), na tył dupiasta O, w Morelę. Aby zostać zapamiętaną, w środek wrzuciłam kalendarzyk na 2017 rok.
Mam nadzieję, że dzięki temu Ci co dostali ode mnie wizytówki będą ze mną przez okrągły morelowy rok 🙂 Będziecie?

Dojazd i nocleg

Już wiesz, że jedziesz na wymarzoną konferencję dla blogerów, warto zatem odpowiednio wcześniej zapewnić sobie dogodny dojazd i nocleg.
Nie, pod żadnym pozorem nie zostawiaj tego na ostatnią chwilę! Zabraniam! Bo czeka Cię jazda hulajnogą i chrapanie na dworcu. Jak typowy menel 😉

Aby dotrzeć do Wrocławia miałam dwie opcje do wyboru: Polski Bus lub pociąg.
Niestety z rezerwacją biletu na busa zbyt długo zwlekałam, więc ostatecznie musiałam jechać naszymi cudownymi kolejami polskimi. I się nie wyspać, o odleżynach na arystokratycznym siedzeniu nie wspominając.
Natomiast jednonocny dach nad głową i dmuchany elektrycznym pierdzioszkiem materac pod tyłkiem zawdzięczam Dizajnuchowi i jego Małej Żonce, którzy ugościli mnie w swoim studio projektowym. Dzięki, kochani, wciąż Wam wiszę Dary Losu 🙂

Katowice na szczęście są moją górnośląską bajką – 30-minutowy dojazd w przemiłym towarzystwie Ani + nocleg we własnej kociej pościeli. Szkoda, że zimnej – ogrzewanie i ciepłą wodę trafił szlag. Już szykuję nominację do Zgniłej Moreli Miesiąca.

Jak się ubrać?

W miniony piątek, gdy się okazało, że Ewa leży rozłożona, jej bilet powędrował do Dawida.

Wieczór, czas fejs-zbuka i telefon od Narwanego:

– Ej, ale jak ja mam się ubrać?
– Zwyczajnie. Ja się ubieram jak Menel z Biura.
– Ale koszula, garnitur?
– Nie, no. Wygodnie i zwyczajnie 😉

No właśnie, nikt nie będzie od Ciebie wymagać galowego stroju (a może jednak?), lakierków na nogach czy sukni balowej z koronką. Ten gorset lepiej też schowaj do szafy! To zwyczajne spotkanie ze zwyczajnymi ludźmi w zwyczajnym miejscu. Jeśli nie jesteś prelegentem – ubierz się jak chcesz. Byle wygodnie.

Po prostu coś ubierz.

Bo jeśli się nie ubierzesz to z pewnością zostaniesz zapamiętany. Niekoniecznie dobrze 😉
A to już zaowocuje problemami na długie lata.

Chłoń wiedzę prelegentów

Bądź jak gąbka. Jak najdroższy ręcznik papierowy. Jak Tommy Lee Jones w “Ściganym” 😉
Chłoń ją wszystkim co posiadasz – umysłem, notatnikiem, aparatem, laptopem, podsłuchem, ukrytą kamerką.

Bo na konferencję jedziesz nie tylko dla spotkań towarzyskich (cho jak się szybko przekonasz to głównie ;), ale również aby się uczyć. Chyba, że wolisz zwiedzać miasto – to śmiało ruszaj. Tylko nie zapomnij poprzytulać się wcześniej ze znajomymi 😉

Oczywiście, zdarzają się prelegenci, którzy swoją prezentację udostępnią. I chwała im za to, niechaj się mnożą. Bo nie zawsze dasz radę się sklonować, by być jednocześnie w 3 różnych miejscach.
Dodatkowo część moich notatek z ostatnich konferencji można postawić w muzeum obok hieroglifów egipskich. Nikt nie dostrzeże różnicy, a historycy będą się o nie bić na maczugi.

Nie bój się zagadać do tych, których znasz tylko z drugiej strony ekranu

To zwyczajni ludzie. Ty też daj się poznać bliżej i udowodnij, że nie jesteś maszynką do klepania w klawiaturkę.

Najlepiej zajdź upatrzonego wcześniej blogera po cichutku, na paluszkach, od tyłu i krzyknij: “Cześć, babo!” jak to z wdziękiem uczyniła mi Karola. Poprzytulajcie się, walnijcie kilka fotek w fotobudce.
I koniecznie wypijcie kawę! Kawa zawsze skraca dystans. Jeszcze bardziej dobre żarło i piwo.

Wstydzisz się albo nie jesteś pewien czy upatrzona ofiara to ten bloger? Napisz do niego na fejsie, insta czy puść inny sygnał świetlny, np. poprzez bezpośredni kontakt. Nawet jeśli to będzie ktoś zupełnie inny, masz świetną okazję poznać nową osobę!
A na kolejnej konferencji poznać tę osobę jeszcze raz 😉

Dobrych nowych znajomych nigdy dość!

Efekty specjalne, czyli co się dzieje po konferencji dla blogerów

Bo tak szczerze powiedziawszy to mogą się dziać przeróżne, niewytłumaczalne i nieprzewidywalne rzeczy. Nie polecam odprawiania egzorcyzmów – i tak nie pomogą!

Tradycją już jest, że po każdej konferencji odbywa się afterparty. Czyli okazja do pogadanki przy kawce. Lub nie tylko.
Czasami afterparty roznosi się na inne lokale. Polecam te z dobrym żarciem.
Oto nadszedł czas, by poznać się bliżej, wymienić blogowymi doświadczeniami czy… pogadać o pracy, jak to uczyniliśmy po WroBlog.

Niektóre konferencje oferują też atrakcje dodatkowe. Tak właśnie było we Wrocławiu.
Na drugi dzień, w pewną piekielnie upalną niedzielę, dane mi było odbyć instawalk po Wrocławiu.
Minusy? Tak, jeden – temperatura! Choć był to koniec sierpnia termometry wskazywały o dużo za dużo powyżej mojej normy. Skandynawska krew dała o sobie znać.
Jednak nie żałuję ani minuty. Takich obiektów jeszcze nigdy w życiu na oczy nie widziałam. No, może tylko w Bytomiu 😉
Ale przyznaję, kilka razy dostałam architektonicznego orgazmu! Marta tego świadkiem.
Ciekawi? Zajrzyjcie na mój architektoniczny instagram ArchiTes_pl.

 

 

Była też możliwość zwiedzania ZOO, ale to najlepiej opisują Karola z Życie Me oraz Ela z Pierwszej Damy.
Ja w tym czasie wracałam już na Górny Śląsk, niestety w towarzystwie jak zwykle zbyt głośnych Włochów i jakiejś nie do końca świeżej kanapki w żołądku :/

A co po BloSilesii?

Niestety i na szczęście nic.
Sami organizatorzy nie planowali żadnych dodatkowych atrakcji na następny dzień, zatem z Elą zaplanowałyśmy sobie taką same. Miał to być prywatny instawalk po Nikiszowcu. Napisałam po kociemu “miał”, bo w końcu pokonała nas pogoda i siły wyższe.
Ale co się odwlecze to dogonię ja sama 😉

To jak? Gotowi na konferencje dla blogerów? Pasy zapięte? Umysły chłonne?

Powiem zatem krótko – do dzieła, bo warto!

Na co jeszcze czekasz? Rusz tyłek sprzed kompa i leć na spotkanie blogerów nim zajmą Ci miejsce!

Pokaż podobne
Pokaż więcej Humor

Zobacz również

Blog Book Meeting, czyli bliskie spotkania z polskimi autorami

Pogoda tego sierpniowego dnia nie napawała optymizmem. Strugi deszczu lejące się z nieba i…